Zestaw sprzed kilku dni, dokładnie z drugiego dnia świąt, więc tak jakby trochę kotlet odgrzewany, ale ja się lubię powtarzać. Na dodatek szczerze się zaprzyjaźniliśmy, bo nie dość, że czarno, to jeszcze wygodnie. Monokolorystyczne ubiory powoli stają się moją specjalnością, a to wszystko dlatego, że darzę je naprawdę silnym uczuciem...i wiem, że w tej kwestii też się powtarzam. Piętnaście minut temu dotarło do mnie, że to chyba nawet nie czerń, ale ta kiecka tak na mnie oddziałuje, chociaż to pospolity trapez z jeszcze bardziej pospolitej bawełny. Bo przyznaję bez bicia, że coś, co nie ma dwóch nogawek rzadko kiedy znajduje się na mnie. Mój błąd, bo spódniczka plus kozaki to strzał w dychę, o czym przekonałam się tej zimy dokładnie raz łącząc złotą żakardową bombkę z czarnym butem. Ale ten post, który jest zarazem ostatnim w tym roku (Koncertu Życzeń, podsumowania roku ani zbioru wszystkich ałtfitów nie ujrzycie), rozpoczynam erę NOSZENIA tych wszystkich sukienek i spódnic, które mam w szafie, a które do tej pory były ozdobami jej wnętrza i paniami do towarzystwa dla reszty ubrań. Mocne jak na mnie, zagorzałą fankę spodni, ale jak powiem sobie, że coś zrobię, to nie ma takiej siły żebym nie zrobiła. Druga sprawa, że rzadko jest taka siła, że cokolwiek zaczynam postanawiać...Ah, no i postanowienia są absolutnie passe, niemodne i w ogóle jak białe kozaczki, podobnie jak pantera na mojej dzisiejszej torebce, więc nie zapominajcie nie robić postanowień i nie nosić pantery, SZCZĘŚLIWEGO!
coat - @ choies / dress - second hand / bag - @ choies / boots - @ choies