Wyciągam z szafy żółtą spódniczkę - idzie wiosna! Do tej pory myślałam, że jest to jedna z tych typowo ,,sezonowych'' rzeczy, którą noszę od czerwca do sierpnia, a później trafia w najodleglejsze strony szafy i czeka na kolejne wakacje. Tak byłam do niej nastawiona przez ostatnie dwa lata, ale ta dawka słońca, a co z tym idzie ,,o Boże jak jest cudownie, kocham życie'' kazała mi wskoczyć w coś bardziej jaskrawego chociaż na chwilę. Przesadzę jeśli powiem, że dzięki spódnicy lżej mi się szło na zajęcia z telewizji o ósmej rano i udało mi się nie spóźnić tak bardzo jak zawsze? Przesadzę, wiem.
Do spódnicy standardzik - krótka szara bluza (kolejna zmiana myślenia, bo zazwyczaj do rozkloszowanych modeli wybierałam cienkie bluzki wsadzane do środka), czarne kryjące rajstopy i płaszcz oversize. Gadżetowo tylko (lub aż) żółte lusterka, żeby spódniczce nie było smutno. No.
coat, bag, boots - zara / sweatshirt - @ Preska / skirt - @ asos / sunnies - cubus
